niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 37

 Oczami Mariny.
Londyn.
Weszłam do domu. Nikogo nie było oprócz Zayna, który podobno siedział u siebie.
A raczej tak mi się wydawało.
Kierowałam się w stronę jego pokoju. Stanęłam przed drzwiami usłyszawszy
jakąś dziewczynę rozmawiającą z nim.
-Zayn, jestem w ciąży.
-To gratuluję.
-Ale chyba mnie nie zrozumiałeś. Będziesz ojcem. Stworzymy wspaniałą rodzinę.
Łzy napłynęły mi do oczu.
-O czym ty mówisz?!
-No nie pamiętasz? Ha ha.
-Ale my nie... - nie usłyszałam co powiedział do końca, bo przesunęłam się do tyłu, nie zauważyłam stolika. Wazon spadł na ziemię. Zbierałam potłuczone szkło.
Zayn wyszedł na korytarz. W tej chwili pojawił się Harry. Wyprosili dziewczynę z którą rozmawiał Malik.
-Mary twoje ręce. - powiedział chłopak, były całe zakrwawione.
-Zostaw mnie.
-Mary ja...
-Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? Jeśli wogóle miałes zamiar. Ile można to ukrywać?
-Ale ona kłamie, chce zepsuć nasz związek.
-Ciąży nie da się udawać. Przepraszam że nie jestem zbyt dobra. Harry dlaczego mi nie powiedziałeś? Wiedziałeś o tym?
-Ja ni..
-Dobra nie chce tego słuchać. - szłam wzdłuż korytarza.
-Davies! Stój! - nie reagowałam.
Serce biło mi mocniej i mocniej, łzy coraz bardziej spływały mi po policzkach.
-Maary!- pobiegł za mną i stanął w drzwiach.
-Przepuść mnie.
-Porozmawiajmy.
-Nie mamy o czym.
-Dlaczego mi nie wierzysz!
-Nie podnoś na mnie gosu. - powiedziałam prawie się nie rozpłakując na całego.
Zadzwoniłam do przyjaciółki gdy zamknęłam się w jej pokoju, bo w moim i Malika zbytnio nie mogłam.
Ciężko mi było mówić przez łzy. Julie szybko przyszła, słyszałam że cała reszta też.
Zostali na dole a ona przyszła do mnie.
-Mary to ja, wpuść mnie.
Otworzyłam jej drzwi.
-Julie, ja yy Zayn mnie zdradził rozumiesz? - przytuliła mnie do siebie.
-Jesteś pewna? Rozmawialiście? Twoje ręce. - opatrzyła mi je chociaż nie lubiała widoku krwi.
-Słyszałam jak rozmawiał z jakąś Kate. O jej ciąży.
-Znam ją ona każdemu chce odbić chłopaka, wiem coś o tym. A pamiętasz jak było ze mną i Niallem na plaży? - spojrzałam na wisiorek od niego.
-Tak.
-Porozmawiaj z nim.
-Nie.
Juliet wyszła z pokoju.
***
Oczami Julie.
Rozmawiałam z chłopakiem Mariny.
-Julid, to nie tak. Nie zdradziłem jej. Kate udaje. Wszystko mówi specjalnie i zrobi wszystko żeby to ona była ze mną. A ja kocham tylko Mary. Nie wiem jak ona sobie poradzi.
-Pomoge jej. Ale ty jesteś pewny że między toba a Kate do niczego nie doszło, tak?
Tak. Nie zrobiłbym jej czegoś takiego. To jest okropne. Jeśli człowiek naprawdę kocha swoją drugą połówke to nie zdradziłby jej. A ja kocham moją dziewczynę.
Dawno nie widziałam takiego Zayna.
Siedział w swoim pokoju, zeszłam na dół do Hazzy, Liama, Nialla i Louisa.
-Harry, byłeś przy tym?
-Tak, ona nie chce z nim rozmawiać. Zayn się uniósł troszkę i widzisz teraz jak to wygląda.
Wszyscy byli przybici jak im opowiedziałam co powiedziała Mary i Zayn.
Hazz opowiedział mi dokładniej co tu się wydarzyło.
-Nie wiem jak im pomóc.
-Teraz potrzebują troszkę czasu. Pamiętam jak my to przechodziliśmy. - rzekł Niall, przytuliłam go.
-To przeszłość. Teraz liczy się tylko Marina i Zayn.
-Hmm..- Loui oparł się o ręce na blacie w kuchni.
Wszyscy rozmyślali nad planem.
-Juuliee! - usłyszałam wołanie przyjaciółki.
-Już idę. Co się stało?
-Mmmożesz dać mi wwody? - zapytała cała się trzęsąc.
Przyniosłam jej wody i koc którym ją okryłam. Usiadłam obok na łóżku.
-Byłam u Zayna.
-Po co z nim rozmawiałaś? To nie ma sensu.
-Muszę wiedzieć co ma do powiedzenia.
-Możesz mnie zostawić?
-Jasne.
W salonie.
-Mam pomysł. - zgłosił się Lou. Znajdę tą Kate i zabiję ją.
-Louuu! - krzyknęliśmy wszyscy.
-To ma być coś sensownego.
-Yyy może każemy jej zrobić testy na ojcostwo.
-Ona się nie zgodzi.
-To mooożee...
-Pójde do Malika. - przerwał Li udając się na górę.
-Maam. - powiedział każdemu na ucho żeby przypadkiem Mary albo Zayn niczego nie słyszeli.
-Ale to dopiero za kilka dni. Nie mozemy tak od razu bo się nie uda.
-Dobra. Ale jestem mądry. - przechwalał się Tomlinson
-Tak.
-Dobra Julie przez te kilka dni zajmij się Mariną, my Malikiem i potem nasz plan. - odrzekł Nialler.


Kłótnia... nie lubię ale kiedyś trzeba. Trochę to potrwa ale nie tak długo.
Mam nadzieję że się podoba.

piątek, 18 maja 2012

Rozdział 36

Wieczorne straszne historie uważam za otwarte.
Siedzieliśmy w kółku pod kominkiem. Byłam oparta o ramię Nialla.
Zaczął Lou:
-W pewnym niewielkim miasteczku stał dawno opuszczony już cmentarz.
Ludzie go nie odwiedzali, ponieważ twierdzili, że jest nawiedzony. Do miasteczka sprowadziła się rodzina z dwójką dzieci. Oni również usłyszeli o nawiedzonym cmentarzu od swoich sąsiadów, ale dorośli jak to dorośli jedynie się z tego śmiali. Dzieci ogromnie przejęły
się tą historią. Było jeszcze gorzej, gdy okazało się, że ich dom leży niecałe 100m. od cmentarza, a z tylniego okna domu widać ten nawiedzony cmentarz. Rodzice nie wierzyli w tę historię o duchach pojawiających się na cmentarzu, ale dzieci owszem. Pewnego wieczoru rodzice dzieci postanowili wyjść na romantyczna kolację do restauracji za miastem.
Dzieci zostały, więc same w domu. Koło 12.00 w nocy Mej i jej brat Jan usłyszeli śpiew kobiety. Wyjrzeli przez okno a na jednym z nagrobków siedziała kobieta w białej szacie i śpiewała. Niespodziewanie odwróciła się do dzieci i szeroko się uśmiechnęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Mej wrzasnęła z przerażenia i czym prędzej chciała biec do swojego pokoju.
Gdy wchodziła na schody zobaczyła na nich siedzącą postać. Była to ta sama kobieta, którą widziała z bratem przez okno. Wstała ona i podeszła do przerażonej dziewczynki.
Położyła jej rękę na głowie poczym szybkim ruchem skręciła jej kark. Gdy chłopak poszedł szukać swojej siostry znalazł jej ciało na łóżku na ścianie pisało ludzką krwią
"Niech rodzice lepiej uwierzą" -Fajne imię dziewczynki. - skomentował całkiem spokojny Zayn.
Mary nie lubi horrorów, ja tez nie, ale zaczeło się dosyć spokojnie jak na Louisa. Co mnie bardzo zdziwiło.
Zasnęłam gdy Hazz opowiadał swoją historię.
Kolejnego wieczoru Niall zaprosił mnie na kolacje do restauracji. Cały stolik zapełniony jedzeniem bo nie mogliśmy się
zdecydować co zjeść, a gdybyśmy czegoś nie spróbowali to byłaby ta ciekawość jak smakuje ta potrawa której nie zasmakowałem.
-Niall, my dzisiaj tego nie zjemy.
-To zostaniemy tu do jutra. Mamy całą noc.
-Nie mogę cały czas jeść.
-Cii bo się obrazi na ciebie. - chodziło mu o jedzenie że się na mnie obrazi. Zaśmiałam się.
-Co ty jeszcze wymyślisz? To co nie zjemy to myslę że możemy wysłać paczkę dzieciom z Afryki czy coś. Szkoda wyrzucać. Co ty na to?
-Ucieszą się. Jestem za. - usiadł obok mnie. - Może wynajmiemy pokój w hotelu. Co ty na to? - poruszał brwiami.
-Myślisz o tym co ja?
-Ile ty masz lat!!?? Żartuje. Chodźmy.
Znaleźliśmy miejsce w małym hoteliku, napisałam do Mariny że wrócimy jutro. Nie odpisała.
Popchałam go lekko na łóżko. Ściągnął koszulke i powoli zaczął mnie całować w każdy milimetr ciała.
Obudziłam się rano, gdy Nialler jeździł mi ręką delikatnie po włosach. Były w całkowitym nieładzie. Uśmiechnęłam się lekko i ziewnęłam.
-Widzę że ktoś się nie wyspał. - powiedział dalej poprawiając mi włosy. Pokiwałam głową.
-Chce spaaaaaaaać. - znowu ziewnęłam, położyłam mu się na klatce piersiowej.
-Kiedyś trzeba wrócić do reszty.
-To nie teraz. Daj mi odpocząć. A i dziekuję za wczoraj.
-Ja też.
Spojrzałam na telefon. - Kurde Davies dzwoniła już 4 razy. Chwile człowieka nie ma i od razu się dobijają. - wyrzuciłam fona a Niall ziewnął.
-Ha ha ha i kto tu ziewa i jest zmęczony. A mówisz na mnie. I co? Ha ha.
-Weź. - odwrócił się na bok w przeciwną stronę niż ja byłam i udawał obrażonego.
-Niall! Kochaniee... Kotku... - zauważyłam że chciało mu się śmiać. Kąciki ust podniosły mu się. - Widzę jak się uśmiechasz. Możemy zjeść coś.
-Taak!
-O matko. Zawału dostane. - walnęłam go z poduszką.
-Auu.
-Masz za swoje. - ponownie go uderzyłam, zaczał mnie gonić, a ja uciekać. Po całym pokoju.
Zapukała obsługa hotelu.
-Możemy prosić żeby państwo było troszke ciszej?
-Dobrze. Przepraszamy.
-Patrz co narobiłeś.
-Jaa? To ty.
-Dobra zbieramy się, zjemy jeszcze śniadanie yyy albo obiad bo trochę późno i pójdziemy do reszty.- zaczęłam się ubierać.
-Musimy? - rzucił sie spowrotem na wielkie łóżko.
-Ty chciałeś iść wczesniej, chodźmy.

-Jesteśmy! - krzyknęłam gdy weszliśmy do środka. -Jest ktoś w domu?
Mary zleciała na dół.
-O! Kto nas zaszczycił swoją obcnością. A tak za marginesem to telefony sie odbiera.
-Nie mam czasu.
Wzięła mnie do pokoju na górę.
-Jak tam? - zaczęła.
-Dobrze. Do czego zmierzasz?
-No wiesz.
-Yyyy nie.
-Gdzie byliście wczoraj? - zapytała.
-Na kolacji.
-Chyba nie jedliście całą noc.
-Nie. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Dobraa nie wnikam.
-I bardzo dobrze.


Postanowiłam dodac dzisiaj, bo nie doczekam się tych sześciu komów.  A niektórzy czekają.
;**
http://www.steal-heart.blogspot.com/
www.unusual-direction.blogspot.com

środa, 16 maja 2012

Rozdział 35

  Holmes Chapel. Rodzinne miasto Hazzy. Anne wyszła przed dom gdy podjechaliśmy.
-Haaary! - uściskała go. Utrzymywali świetnę więź.
-Ty pewnie jesteś Mary. Jak ja się cieszę że jesteś z Harrym już tyle czasu.
Jak z nim wytrzymujesz? - podeszła do przyjaciółki.
Zrobiło się niezręcznie. Zayn się wkurzył. Hazz złapał się za głowę.
-Zapomniałeem. Mamo nie jestem juz z Mariną. Przepraszam wszystkich. - wszedł do środka.
-Styles! - pobiegł za nim Liam.
-Ojej. Też przepraszam Zayn, Mary. - zmieszała się mama Loczka.
-Ups...Fajny poczatek. - szepnęłam do blondyna.
Brunetka poszła z Malikiem na spacer. Ja Lou i Niall wnieśliśmy bagaże
do środka i ten ostatni rzucił się na lodówkę.
-Widzieliście minę Zayna? - zapytał nas Loui zajadając marchewkę.
-Dziwisz mu się?
-Nie ale on lubi moją teściowa także przejdzie mu. - poszedł na górę.
Za chwile usłyszeliśmy jego wołanie.
-Widział ktoś moje skarpetki?!
-Ale ty nie chodzisz w skarpetkach. - odpowiedziałam.
-No racja.
Nialler zaczał się śmiać. Jak ja kocham jego śmiech. Myślałam że padnę tam.
Po godzinie dotarła nasza para.
-Gdzie byliście? - zszedł na dół Li.
-Pochodziliśmy tu i tam.
Brunetka poszła na górę do pokoju Hazzy.
***
Rozmowa.
-Mary ja...
-Nie przejmuj się tym już. Twoja mama nie wiedziała o tym.
-Mogłem jej powiedzieć. Ale nie rozmawiałem z nią od tamtego czasu.
-Też o tym zapomniałam, więc zapomnijmy o wszystkim.
***
Zeszli oboje na dół. Chociaż było widać że Harry dalej się zadręczał.
Porozmawiał z mamą. Rozleniwiliśmy się tak że leżeliśmy w salonie. Louis znowu robił sobie żarty przez telefon.
Rutyna. Lubi sobie kpić z ludzi. Lok też. Ubaw był wieeelki.
-Niall nie jedz tyle. - odezwał się Conor.
-Nie jem dużo. Dawno nie jadłem.
-Daj mi trochę. - powiedziałam
-Nie!
-Osz ty! Daj mi!! No proszę cię.
-A co będę za to miał?
-Yyy - pocałowałam go.
-Nieeeeeeeee!!!!!!! - złapali się za głowę Liam, Harry i Tomlinson.
-No dobrze. Możesz dostać.
Rzucił mi chipsa do buzi.
Con włączył muzykę.
-Kiedy musicie wracać do szkoły? - rzekł Zayn po dłuższej chwili ciszy.
-Nie myślmy o tym. Cieszmy się chwilą. - przyjaciółka wtuliła sie z chłopaka.
-Racja. Jeszcze nie czas.
-Może zrobimy grilla a potem jakąś małą imprezkę. Nie no nie nazwałabym tak tego. Jakieś historie. Prawda czy wyzwaniee! - poruszała brwiami Marina.
-Świetny pomysł. Genialne. - wstałam. - Wszyscy się zgadzają? - pokiwali głowami.
Wyszliśmy na dwór. Maynard i Payne zajęli się tym.

-Gaśniceee!! Dajcie gaśnicee. - usłyszeliśmy krzyk.
-Auu. - odskoczył Con.
-Zayn zgaś to. Conor chodź tu. - przyleciała Mary. - umiem pierwszą pomoc.
Zobaczyła na jego rękę. Troche ją sparzył. Włożyła do zimnej wody.
-Dać dwóch facetów do grilla. - pokiwałam głową kiedy Malik opanował 'pożar' i doszłam do Davies.
-Dobra dość gadania. Conor żyje, Liam również. Możemy zjeść to co przeżyło. - usiadł Harry.
-Jasnee - oblizał wargi Nialler.
Wieczorem ogrzewałam się przy ognisku lecz lepszym pomysłem było siedzenie w domu przy kominku ze zgaszonym światłem i opowiadanie strasznych historii! <3
   No dodałam. Trochę mało, wybaczcie ale nie mam weny. Dodam rozdział gdy ( jak to przyjaciółka wymyśliła) gdy będzie hmm dajmy 6 komentarzy. Także 6 komów i dodaje od razu. ;**

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 34

  Niebo było zachmurzone, jak często w Anglii. Obudziłam się i zostawiłam śpiącego Nialla
i ledwo przytomna zeszłam na dół.
Conor już nie spał. Robił sobie śniadanie. Równocześnie nucąc po cichu swoją piosenkę
Can't Say No.


-O obudziłem Cię?
-Nie ty. Niall znowu mówił przez sen.
-Ha ha.
-Ale zapachyy. Znajdzie się troszkę dla nowej koleżanki?
-Zobaczymy, zobaczymy.
-Nie daj się prosić. - dośpiewałam jego końcówkę piosenki:
I'm like Houston I think we got a problem.
-Znasz to? - zapytał.
-Owszem.
-Jestem z ciebie dumny. Możesz dostać śniadanie.
-Ależ dziękuję.
-I jak smakuje?
-Tak pysznie jak pachnie. Dzięki.
-Spoko. Pójdziemy potem do biblioteki? - spytał.
-Jasne, pójdziemy na miasto to wstąpimy. Czytasz?
-Gdy mam czas.
Usłyszeliśmy jak po schodach schodziła Mary i Harry bo śpiewali piosenkę Call Me Maybe.


Oboje ja kochali.
-Czy wszyscy dzisiaj chcą śpiewać? - szepnął do mnie Con.
-Chyba.
-Zróbcie nam coś do jedzenie. - oparła się o ręce brunetka.
-Coś ci się nie pomyliło? Weź się rusz i zrób. - odpowiedziałam.
-O robicie śniadanie. Mi tez możecie. -uśmiechnął się Nialler.
-Nam teeż. - Już wszyscy byli na dole. Śpiewali, fajny początek dnia.
Najlepsze było to że każdy śpiewał co innego.
Hazz i Marina jak było powiedziane Call Me Maybe.
Niall wymyslił sobie jakąś piosenkę że jest głodny.
Zayn i Lou - Barbie Girl.
Conor- Only Girl.
Liam - sorry for party rocking.
A ja- I gotta feeling.
-Dobra wystarczy. - klasnęłam w dłonie, jak skończyłam śniadanie. I było tak głośno że już mnie głowa zaczynała boleć.
-Czeemu? Fajnie byłoo. - zrobił smutną minę Niall.
-Jedz już. - podłożyłam mu talerz. - tylko nie za długo.
-Boo?!
-Bo wychodzimy. - wzięłam Louisa na bok żeby przygotował samochód.
Pojechał go zatankować i gdy wrócił wszyscy już byli gotowi.
Pojechaliśmy pierwsze do Chelsea Physic Garden którego nie miałam okazji wcześniej zwiedzić z przyjaciółką.
-To gdzie teraz? - zadał pytanie Tomlinson. Szepnęłam mu nazwę na ucho.
-Gdzie jedziemy? - pytał namolnie Niall skojarzyło mi się to z osłem od Shreka jak pytał "Daleko jeszcze, daleko jeszcze?"
-Zobaczysz jak dojedzemy.
Dotarliśmy...
-Ooo to tu chciałaś jechać.
Stonehenge! Najprawdopodobniej związany był z kultem księżyca i słońca.
Rozmowa Hazzy z mamą.
-Cześć synku.
-Hej. Coś się stało?
-Nie. Mógłbyś przyjechać do nas z przyjaciółmi? Chciałabym poznać te dwie dziewczynki
o których mi mówiłeś.
-Możemy, tylko jest z nami jeszcze jeden chłopak.
-No to dobrze. Im więcej tym lepiej.
-Nie zwalimy się wam na głowę?- spytał Harry.
-Ależ skąd. Sama cię zaprosiłam także wybij sobie z głowy że mi się zwalicie na głowę.
-Dobra, to wyjedziemy za jakąś godzinę bo jesteśmy w Stonehenge.
-To czekam. Paa.
-Pa mamo.
***
-Słuchajcie! Mama dzwoniła. Chciałaby żebyśmy do niej przyjechali, chce poznać Conora, Julie i Mary. - wrócił do nas Styles.
-To jedziemy do Londynu i do teściowej. - zażartował Louis. Wszyscy się zaśmiali.

poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział 33

Oczami Mariny.
-Mary, co byś chciała na urodziny? - zadała mi pytanie mama każąc usiąść obok niej.
-Żeby chłopcy jż wrócili ale tego nie da się wykonać.
-Troszkę.
-Właśnie.
***
Nastał ten dzień. Urodziny przyjaciółki. Poszłam do niej z rana by cały dzień od początku do końca spędzić z nią.
Postanowiła nie robić imprezy.
-Co tu tak głośno? Niby urodziny a gdzie balanga? -Usłyszałyśmy głos dochodzący od drzwi.
Bardzo znajomy głos. Równocześnie się odwróciłyśmy i ruszyłyśmy w stronę wejścia.
-Co tu robiciee?! - Mary rzuciła się na Zayna a ja na Nialla.
-Patrz Nialler nie chcą nas tu.
-Jak to nie pocałowałam blondyna. Marina poleciała do mamy i ją przytuliła.
-A więc udało ci się. - wróciła do Malika. - Gdzie reszta?
-Nie pozwolili im przyjechać, ale masz życzenia od nich.
Zostawiliśmy parę samą i poszłam z Horanem do altanki.
-Chciałem ci to dać wcześniej...I nie przerywaj mi...Ale nie było okazji. - wyciągnął wisiorek.
-Żebyś wiedziała że będziesz w mom sercu forever.
-Jest tak jak w moim śnie, tylko przyjemniej.
-Czyli? - zapytał.
Odsłoniłam włosy, założył mi naszyjnik. Serce waliło mi strasznie szybko.
-Ty w moim też. Chodźby dzieliło nas wiele mil od siebie. - pocałowałam chłopaka.
-Przemek mówił że jesteście ale jakby was nie było. Musicie sie skupić na nauce. Ani się obejrzysz a znów będziemy wszyscy razem.
-Mam nadzieję, a kiedy lecicie spowrotem?
-Jutro.
-Już jutro?
-Niestety. Musimy. Ale mamy jeszcze połowę dzisiejszego dnia, noc i trochę kolejnego. - przytulił mnie.
-Tu jesteście. - przyszli Mary i Zayn.
-To są moje najlepsze urodziny w historii!
-To się cieszymy.
    Po tygodniu czasu chłopcy byli już w Londynie, gdy skończyli trasę po USA.
My z Mariną mieliśmy tydzień wolnego w szkole więc spakowałyśmy się i nie móiąc nic chłopcom pojechałyśmy do Anglii.
Zapukałyśmy do ich domu w którym przez wakacje dosyć długo mieszkałyśmy. Harry otworzył.
Gdy nas zobaczył rozchylił usta.
-Co się stało Loczku? - machałam mu ręką przed oczami. Doszedł do niego Lou, który w zupełnie innym nastawieniu przywitał się. Wziął pierwsze mnie na ręce następnie Marinę i obkręcił w koło.
-Mary! Julie! Wy tutaj? Co ze szkołą?
-Nie bój się Marchewa. Mamy wolne.
Hazz wkońcu się otknął i po wejściu i przywitaniu się ze wszystkimi wkońcu usiedliśmy.
-Jak było w trasie? - odezwałam się bo nikt nic nie mówił.
-Nawet fajnie. - odpowiedział Li.
-Juliee, Maryy?! Możecie zrobić obiad? Stęskniłem się za waszym jedzeniem. Wszyscy zrobimy wspólnie obiad. - powiedział Niall. Lou wyszedł twierdząc że idzie do sklepu.
-Jest nas sześciu. Czylii dwanaście rąk w kuchnii. Może jakoś sobie poradzimy. - wstała brunetka. Było dosyć ciężko ale przynajmniej szybciej skończyliśmy.
Zadzwonili do Louisa gdzie jest. On twierdząc że już idzie, zaczekaliśmy na niego. Przyszedł.
-Mam dla was niespodziankę. A raczej niespodziewanego gościa. Conor Maynard. Znasz takiego? - zapytał mnie Loui. 
-Ty się jeszcze pytasz?! Znam.
-Con chodź. - zawołał a ten wszedł za nim.
-Cześć Julie, Mary, Zayn, Niall, Harry i Liam. O wszystkich pamiętałem? A witaj Lou.
-Dzień Dobry.
-Sory że nie uprzedziłem wcześniej. - podszedł Tomlinson.
Doskonale znałam Conora, lubiałam go.
-Więc witamy. Kolejny świr wśród nas. Współczuje ludziom.
-I to bardzo. - potwierdziłam słowa przyjaciółki.
-Jak do nas się przyzwyczili to do niego też się przekonają. A wogóle obok nas nikt nie mieszka. Jak się przekonałyście już. - uśmiechnął się szeroko Niall. - a jemy już?
-Tak blondasku. Ty bez jedzenia to jak normalnieee. - rozczochrałam mu włosy. - Conor chodź.
Klapnęlśmy wszyscy i gdy zjedliśmy, cali napakowani legnęliśmy przed tv.
Boo Bear odprowadził Maynarda po domu i pokazał jego pokój.
Doszli do nas. Niall znowu jadł.
-Ile on tak potrafi?! - odezwał się nowy kolega.
-Oj duuuużooo! Uwierz mi. - spojrzał na niego Zayn.
-Yhym.
-Zobaczysz ile jeszcze razy będzie jadł do wieczora.
-Nie moja wina że jestem głodny. - dodał Horan.
-Cały czas?
-Jedzenie to podstawowa rzecz w życiu.
-I miłośc. - dodał Conor. Już go lubię.
-No właśnie. - spojrzałan na Nialla.

piątek, 4 maja 2012

Rozdział 32

  ***
Oczami Nialla.
Mieliśmy koncert w Toronto, tysiące fanów. Nagle coś mi się stało...
-Niall! - szeptał do mnie Zayn zakrywając mikrofon. - Ej Horaan. - podszedł do mnie.
-Myślałem że tam stoi Mary i Julie.
-Długo ich nie widziałeś dlatego to tak działa.
Twój moment, zaśpiewaj dla Julie.

-Dzięki stary. - przytuliłem go.
***
Oczami Julie.
  Kolejnego dnia rano.
-Maaaary...- szeptałam przyjaciółce do ucha u jej pokoju, tuż przed szkołą, gdy spała.
-Zayn daj mi spać, wakacje są.
Myślałam że padnę tam ze śmiechu.
-Musimy iść.
-Nigdzie nie musimy.- przykryła się. Chyba nie sądziła że stoję nas nią.
-Rusz swoje cztery litery i złaź z tego łóżka! - chwyciłam pościel.
-Co ty tu robisz? Czemu krzyczysz? Śniło mi się że Zayn próbował mnie obudzić.
-To ja tu stoje od 15 minut budzę cię więc nie pieprz mi tu tylko zbieraj się bo się spóźnimy.
-Gdzie? - przetarła się.
-Jest środek tygodnia! Do szkoły!
-A no tak.
-Niall dzwonił. - powiedziałąm co ją bardziej przebudziło.
-Kazał cię pozdrowić.
-O dzięki.
-Zbieraj się Marina.
-No idę idę.
-Mówiłaś wczoraj że nie zaśpisz.
-Zapomniałam. A co jeszcze Zayn mówił? Yyy Niall znaczy się.
-Ty jeszcze śpisz człowieku.
-Trochę.
-No to Niall- podkreśliłam imię. - mówił że tęskni, że ciągle mają koncerty ale znajdują czas na odpoczynek.
-Nie ogarniam tego czasu żeby być na Skypie wtedy co oni.
-Po północy mogłabyś być.
-Co teraz mamy? Bo chce mi się spać. - zapytała po wejściu do szkoły.
-Matme. - dołaczył Przemek.
-To obudźcie mnie jak się skończy. 
-Ołkej, ewentualnie możesz spać też na następnej lekcji.
-Przemek!  - walnęłam go w ramię.
-Bolało.
-O to mi chodziło.
-No wiesz co? Jak możesz.
-Gdzie Mary? - rozglądnęłam się.
-Pewnie gdzieś śpi.
-Nie, tam jest. Gada z jakąś dziewczyną. Jak tam Lenka? - ( jego młodsza siostra)
 -Spoko.
 -Dawno jej nie widziałam.
 -Ona też o ciebie pytała. Może wpadniecie dzisiaj z Mariną? Ucieszy się.
 -Chętnie.
Nie chętnie poszliśmy na matme. Mary wypoczywała całą lekcję. Jak ona to mówi? Pełni tam wyłącznie funkcję dekoracyjną.











Po południu jak było zaplanowane poszliśmy do domu rodziny Giermańskich.
-Julie! Mary! - przywitała nas mała Milenka.
-Cześć malutka. Co słychać?
-To że nie jestem już mała. Patrz jaka duża jestem.
-No widzę. Brata za chwilę przerośniesz.
Zaprowadziła nas do rodziców.
-O jesteście już. Ale wyrosłyście.
-Od czerwca nie wiele, a napewno nie wydoroślałyśmy. - uśmiechnęła się szeroko Marina.
-To widzimy.
-Gdzie Przemko? - rozglądnęłam się.
-Tu jestem. - wychylił się zza domu.
-Czuję kiełbaski? - powąchałam.
-Dobrze czujesz. - odezwał się stojący przy grillu gospodarz. - zaraz będą.
-Jak wakacje spędziłyście dziewczynki? - zapytała mama przyjaciela.
Zobaczyłam minę Mary wiedziałam że ciężko jest o tym opowiadać jak i mi tak i jej.
-W Londynie byłyśmy, u mojego wujka. - rzekłam, wiedząc że ona się nie odezwie.
-Podobało się?
-Owszem.  Mary możesz na chwilę? - wyciagnęłam ją.
-Jasne.
Poszłyśmy obok domu na huśtawkę.
-Nie możesz być cały czas taka nie obecna. - zaczęłam.
-Ale ja nie dam rady, staram się Julie uwierz mi, ale nie raz to jest silniejsze ode mnie.
-Też się z tym źle czuję ale nie da się inaczej. To były najlepsze wakacje w naszym życiu.
I chłopcy przyjadą jak skończą trasę, może wcześniej.
-Dziewczyny! Chodźcie! - usłyszałyśmy wołanie. Wróciłyśmy do stołu.
Podstwili nam talerze z kiełbaską. Uśmiechałam się żeby nie psuć sobie ani nikomu juz nastroju. Mary też troszkę się uśmiechała potem Lena ją wyciągnęła do zabawy to mogła mniej myśleć o Zaynie i chłopakach. Ale dalej była taka nieobecna.




środa, 2 maja 2012

Rozdział 31

 1 września.
-Mamo, mam się ubrać ładnie czy na luzie?
-No tak żebyś była do ludzi podobna.
-Śmieszne.
Ubrałam się i czekałam pod domem na Marinę, która zaspała.
W roku szkolnym to ja jestem tą która wcześniej wstaje.
Weszłyśmy razem w te szkolne mury i od razu rzycił się na mnie przyjaciel.
- Juliet! - przytulił mnie. Zawsze mówił tak do mnie chociaż zbytnio nie lubiałam.
-Przemek, hej. Co u ciebie? Jak wakacje? Rodzinka?
-Spokojnie, spokojnie wszystko pokolei, powoli. - przywitał się z Mary.
Od kąd jestem w tej szkole ludzie mówili żebyśmy byli z Przemkiem parą, ale naprawdę nic do siebie nie czuliśmy, albo inaczej, był dla mnie jak brat, trzeci brat.
Zawsze był traktowany jak rodzina. I postawiliśmy na przyjaźń.
Minęło kilka dni od kąd wróciłyśmy do szkolnych obowiązków.
Ogromna tęsknota, wspaniałe wspomnienia i przeolbrzymie pragnienie, by były one teraźniejszością.
Przez te kilka dni które minęły z Mariną nie mogłyśmy się skupić w szkole całkowicie.
Wspominałyśmy na przerwach czasy z wakacji. Tęskniłysmy za nimi.
Jeszcze nie mogli przyjechać. Mieli trasę po USA.
Była lekcja historii z panią która była przedstawiona w dodatkowych bohaterach.
Brunetka zapomniała wyłaczyć telefonu.
-Ej Julie. Bo Malik dzwoni.
-Jak to? Teraz? Ona Cię zabije przecież jak odbierzesz na lekcji. A do ubikacji Cię nie puści.
-Moore! Davies! Cisza tam. - spojrzała w naszym kierunku.
-Właśnie. Nie rozmawia się na lekcji. - odwróciła się Justyna którą zmierzyłam wzrokiem.
-Ty też się odwróć i proszę uważać. Bo skończy się to inaczej! - klasa wróciła do nudnych historyjek.
-Mary rozłacz się i zadzwonisz na przerwie.
Napisała mu sms'a :  "Zayn, nie mogę teraz gadać bo jestem na lekcji, oddzwonie potem ;*"
Rozległ się dźwięk dzwonka. Zbawienie.
Przyjaciółka pierwsza wybiegła z sali, ja osunęłam się na ziemię pod swoją szafką.
-Próbujesz się zniżyć do poziomu swojego psa? - przeszła obok Justyna.
-Do twojego poziomy już się  nie da zniżyć wiec nie wiem jak ty siedzisz. A Alex ma o wiele wyższy poziom inteligencji niż ty.
-Dzięki. Siadaj. - rzekłam do Giermańskiego który to wszystko powiedział do Justyny która tylko odwróciła się na pięcie i poszła.
-Co to na lekcji wyprawiałyście? - zapytał.
-Do Mariny chłopak dzwonił.
-A jak tam Niall? - uśmiechnęłam się. Przemcio o wszystkim wiedział, i cieszył się razem ze mną.
-Dobrze, teraz są w Ameryce. Co teraz mamy?
-Wf.
-Jest! - ucieszyłam się, Mary wręcz przeciwnie. Nie lubi wf'u, piłek i wg.
Graliśmy w siatkę, mój ulubiony sport. Dobrze że dziewczyny nie mają tych zajęć z chłopakami.
Ale chyba obie strony są zadowolone, bo nasi koledzy wolą z nami nie grać.
Skończyłyśmy zajęcia o 14:20. Poszłyśmy do Mariny.
 Oglądnęłyśmy filmiki z koncertów chłopców. Na 4 fun tv akurat leciało One Thing, to też było dość głośno.
Na Skypie nikogo nie było. Zjadłyśmy, zadzwoniłam po Przemka i poszliśmy do skateparku.
Odwiedziłyśmy Davida i Lukasa. Pojeździłam na desce.
-A właśnie. Mary? Nie mówiłaś mi co Zayn mówił jak w szkole z nim gadałaś.
-No tak, zapomniałam. Pytał się co u nas. Opowiadał jak było na koncercie, Harry oczywiście się wywalił. Tym razem poślizgnął się na miśku od fanki.
-Ha ha. Hazza by się bez tego nie obszedł. Wszystkie sceny zaliczył wywalając się. Ja bym tam nie wyrobiła ze śmiechu. Ale on się przyzwyczaił.
-No. Julie nie wiem jak ty wytrzymałaś sama wtedy co pojechaliśmy do Londynu.
-No przeżyłam, ciężko było ale żyję. Ale jestem ciekawa jak oni sobie poradzą bez nas.
Pomagałysmy im, wiem że będą jedli w restauracjach i kupywać jedzenie ale stęsknią się za naszym gotowaniem. Niall chyba w szczególności jak je tyle posiłków w ciągu dnia.
-Też jestem ciekawa.
-Jakoś przeżyją. Albo wyślijcie im pocztą. - zaśmiał się Dave.
-Taa, zanim by to doszło do nich to pozdro. - spojrzała na niego przyjaciółka.
-Nie szło by tak długo.
-Yy pamietasz jak wysyłamy kartki świąteczne do Anglii? Ile idą braciszku?
-No dobra, wygrałyście.
-Żółwik Mary. Dziewczyny górą.
Byłyśmy jedynymi dziewczynami w towarzystwie. Skatepark. Ja z Mariną, a takto sami chłopacy Przemek, David, Lukas i ich koledzy.
-To kiedy oni maja przyjechać?
-Luke, głupio się pytasz, dopiero się zaczął rok szkolny, może w ferie czy coś.
-Oj siostrzyczko, myśl pozytywniej.
-Nie bo mają trasę więc nie przyjadą.
Wieczorem odprowadziliśmy do domu Przemysława nastepnie Marinę.
-Wyśpij się, znaczy nie zaśpij! - pożegnałam przyjaciółkę.
-Jutro napewno nie!
-Zapamietam te słowa.
-Dobrze. - uśmiechnęła się.
Troszkę szybko ostatnio dodaje te notki ;] ale nie którzy się cieszą.
Także bądźcie czujni. Dodałam ankiete także każdy może odpowiedzieć.
Dobranoc wszystkim ;*