niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 48

-Kto wogóle wymyślił te mundurki szkolne. Wygladacie w nich jak..
-Niall! - uciszyłam go, próbując powstrzymać śmiech.
-Mamo dlaczego on taki jest? - spytał mnie synek.
-Tato poprostu ci zazdrosci że on nie mógł chodzić w mundurku. - powiedziałam.
-Tsa.. - prychnął.
-Bez przesady Niall.
-To może my pojedziemy z wujkiem? - zaproponował mały Zayn. ( tak miał na imię. Dziewczynka była Marina)
Mieliśmy jechać na przedstawienie Zayna, mieli śpiewać piosenki, tańczyć.
Obawiałam się jak Niall się będzie śmiał jak zobaczy ich w mundurkach.
Te dzieci są takie biedne nawet we własnym domu bo je wyśmiewa.
Niall zawsze będzie się śmiał ze wszystkiego.
-Nie kochanie, pojedziesz z nami. Wujek tam dojedzie.
-To wszyscy będą? - spytał zaskoczony Horan.
-Tak. Sam ich zapraszałeś.
Pomyślał przez chwilę i pokiwał twierdząco głową.
-Wyprasowałam ci koszulę. Leży na krześle. - wskazałam.
-Nie chce, ubiorę sobie bluze i dresy.
-Mary nie znamy go. - szepnęło do siebie rodzeństwo.
-Najlepiej różowe.
-Pewnie. - uśmiechnął się.
Namówiłam go do ubrania garnituru. Zawołałam go do pokoju czy może mi zapiąć zamek od sukienki bo sobie nie mogłam poradzić.
-Zacięło się. Julie nie mogę! - zaczął dotykać mnie po plecach.
-Zabieraj łapy. - uderzyłam go w nie. - sama sobie poradzę.
Popchał mnie na łóżko.
-Niall złaź ze mnie! Nie mamy czasu. Proszę cię. Niall!!
-Nie możemy zostać w domu? - spytał, zepchnęłam go z łóżka, poprawiłam się i zapięłam sukienkę schodząc na dół.
Marina jeszcze przed przedstawieniem ćwiczyła z dzieciakami piosenkę.
-Musicie to poczuć w sercu, w duszy. Czujecie to?!
-Niee.
-Whatever. - wzięła głeboki oddech i podeszła do naszego stolika gdzie siedzieliśmy już wszyscy. Malik zaczął gwizdać. A ja zaczęłam gadać o wszystkim po kolei.
-Czemu ona tyle gada? - Loui spytał Nialla a ten wzruszył ramionami.
-Zaraz zaczynamy, czy mogliby państwo usiąść?
-Jak on uroczo wyglada! Nawet w tym mundurku! - rzuciłam zabójcze spojrzenie Niallowi który wygladał na obrażonego za to co mu zrobiłam w domu.
Jednak byłam zestresowana bardziej niż on.
-Juliet ogarnij, przecież to zwykłe przedstawienie.
-Zobaczysz.
-Co zobacze?
-Horanowie! Wasz syn chce śpiewać. Shut up! Zobaczymy czy ma tyle talentu co ojciec- skomentował Liam.
Wszystko poszło jak trzeba.
Mary kłóciła się z naszym synkiem że ma do niej nie mówić ciociu.
Marina jak dziecko, jak kiedyś. Gdy była nastolatką. A mówią że z biegiem lat się dojrzewa.
Wieczorem usiadłam z Niallem na balkonie, podziwiając Londyn gdy słońce zachodziło.
Piliśmy wino wspominając jak się poznaliśmy. Gdy byliśmy młodzi jak biegaliśmy po plaży, przerwacając się, gdy wrzucał mnie do wody, a potem ja mu się tym odpłacałam i na końcu lądowaliśmy w wodzie razem. Gdy jeździliśmy na rowerach, nocami leżeliśmy patrząc w gwiazdy. Kłótnie które tylko nas wzmocniły. Rzucanie popcornem. On wspominał X-Factor.
Gdy zaczęliśmy wszyscy razem mieszkać.
Zaczęło padać Marina wybiegła przed dom i zaczęła tańczyć. - to też się nigdy nie zmieni.
-Wariatka! - skomentował Malik i dołaczył do wybranki swego serca, zaczęli się całować w deszczu, nie zwracając uwagi na to że sa cali mokrzy. Jak 10 lat temu.
Marina była w sari. Ponieważ od małego uwielbiała Bollywood.
-Co oni robią? - spytała nas córka.
-Miłość Mary, miłość. - odezwał sie Niall.
-Fuj.. obrzydliwe..
-Za kilka lat zrozumiesz Marinko.
-Jakoś nie chcę. Wiecie ile to zarazków?
-Kto ją wychował! - te słowa Niall skierował do mnie.
-Nauczyciele mają na nią za duży wpływ. Albo Styles. - rzekłam.
-No ja już sobie z nim pogadam.
-Z kim tato?
-Z wujkiem.
-Po co?
-Chcę mu zadać kilka pytań. - odparł.
-Jakich?
Dzieci wszystko chciałyby wiedzieć. Są wszędzie, wszystko słyszą i potem mówią.
Ale taka natura. Ale nie oddalibyśmy ich za nic na świecie.
Niall przytulił nas wszystkich. Całą rodzinkę.
-Mamo! Zrób m kolacje. I przestańcie się wkońcu wymieniać zarazkami! - usłyszeliśmy krzyki z domu Malików. Harry to potrafi wychować dzieci. Od małego kazał im mówić 'kot'.

niedziela, 23 września 2012

Dopełnienie

-Ludziska!! - Lou wpadł do pokoju jak szalony. -Będę ojcem!!
Reakcja ludzi - Znowu, Lou?!?!
-Czemu się nie cieszycie, za chwile każdy z was będzie miał swojego chrześniaka. Zaraz, Julie z Niallem już mają swojego, Mary z Zaynem też, Harry też ma, Liam!! Czas na ciebie i Danielle. Będziecie rodzicami chrzestnymi mojego dziecka. Znaczy no naszego .- Tomlinson spojrzał na El.
- Sory stary nie moge.
Louis spojrzał na niego mrugnął i krzyknął:
-Jak to nie możesz. Co ty sobie wyobrażasz?! Nie ominie cię to.
-Dobra, ty będziesz pierwszym ojcem chrzestnym, bo Danielle też jest w ciąży. Współczuje temu dziecku. - wyjąkał Payne.
-Będę wujkiem! Znowu. Mam nadzieję że będziesz miał syna. Będzie jadł marchewki, i będzie jak wujek Tommo.
-Zaraz przedszkole otworzymy. - spojrzałam na nich.
-Jakie to urocze że nasza przyjaźń tyle przetrwała, nie raz się kłóciliśmy ale wszystko jest w porządku. Lou nigdy nie dorośnie, Niall zawsze będzie się śmiał z wszystkiego i ciągle jadł. Liam dalej jak opiekuńczy Daddy. Zayn - ten bad boy. A Hazza chociaż nie jest wolny dalej przyciąga największą uwagę dziewczyn. - uśmiechnęła się szeroko.
-A Mary dalej czarownica z Hogwartu. Strzeżcie się.- dopowiedziałam.
-A ty Meggie nigdy nie przestaniesz mi podkradac pistacji. - rzekła Marina.
-To nie ja. To Malik, ja tylko teraz jem. Chociaż dalej ich nie lubie.
-Odstaw! - zaproponowała. - Hazz odstaw telefon.
-W dalszym ciągu się jej boje. - oznajmił przestraszony Loczek.
To jest niesamowita magia przyjaźni. Mogą cię wkurzać ale i tak ich kochasz z całego serca.
Miejmy nadzieję że nasza przyjaźń będzie jeszcze trwała przez wieki. Nie mieszkamy już razem ale mieszkamy nie daleko.
No koło siebie. Na jednej uliczce. Naprzeciwko siebie, obok. Wszyscy.

czwartek, 6 września 2012

Rozdział 47- Podsumowanie

Próbowaliśmy z Niallem wymyślić date ślubu, nie mogliśmy się zdecydować.
Była już zima, my nic nie wiedzieliśmy.
Mary jednego wieczoru gdy dalej wymyślaliśmy, przyszła, usiadła, powiedziała date i zgodziliśmy się.
Od tak przyszła, powiedziała i wszystko dzięki niej.
Obiecała że zajmie sie wszystkim. Kilkanaście lat temu obiecałam jej że będzie matką chrzestną pierwszego dziecka. Dobroduszna ciocia.
No więc tak, data ślubu - 27 lipca. Lato, ładna pogoda. Londyn.
Londyn ponieważ mieszkałam w Anglii kiedyś i teraz zamieszkam tu do końca życia.
Dla rodziny to nie było problemem.
Polecieliśmy samolotem do Polski żeby Niall w całości poznał rodzine.
Babcia się rozpłakała zawsze czekała aż to ja pierwsza wyjdę za mąż, nie moi bracia.
Najmłodsza a pierwsza.
A apropo braci. Też poznałam ich dziewczyny. Fajnee.
Przedstawiliśmy im propozycje takiego innego ślubu.
To że ja jestem z Polski, Niall z Irlandii, ja będę mówiła w jego języku on po polsku.
Pierwsze musiałam go nauczyć. Bo ja nie miałam problemu.
Horan trochę się nauczył bo był w polsce nie raz, ale to wyzwanie.
Kilka miesięcy później.
Wszystko odbyło się idealnie. Cała ceremonia, pompa z Nialla który gadał po polsku i trochę przekręcał wyrazy.
Tak ogólnie co się działo w moim życiu?
Urodziłam ak jak chcieliśmy, uwaga uwaga! Trzech chłopców.
:D
Mary i Zayn po jakimś czasie też się pobrali.
Jestem fotografem, tak pomiędzy wychowywaniem dzieci.
Niall śpiewa. Mary ma dwie dziewczynki i chłopca.
Hmm co tam jeszcze.
Danielle z Liamem, Lou z El. też się pobrali.
Nick z Harrym nie byli długo razem, okazało się że ona nie chciała z nim chodzić a my jej zaufaliśmy. Ale Harry jak to Harry nie czekał długo i także jest szczęśliwym tatą
To tak ogólnie.

_________________________________________________________________
Krótki bo to końcówka. Wszystko co się działo.
Pamiętacie date- Niedziela, 26 luty 2012?
Pierwszy rozdział. Potem dalej i dalej. Jakoś to za szybko przeleciało.
Nie wiem jak wam ale mi się podobało to opowiadanie nawet, były lepsze i gorsze momenty ale dziękuję wszystkim.
Szczególne podziękowania dla Martyy . To ona była tą Mary.
Gdyby nie ona nie czytalibyście tego.
To już jest koniec, nie ma już nic. Jesteście wolni, możecie iść.
Ha ha... nawet nie pamiętam ja to było. Zmieniłam troche.
Pierwszy rozdział, pierwsza tragedia w opowiadaniu, pierwsza łza ( to u mnie akurat pisząc),
i to koniec. Dziewnie się z tym czuje.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 46

Wróciłyśmy do domu, usiadłyśmy w salonie, chłopcy się uparli że zrobią kolacje.
Skończy sie to jak zawsze. Źle.
Kazali nam iść na góre że chcą wszystko przygotować. Oferowałyśmy im pomoc ale nie chcieli.
Danielle z El zniknęły na chwilę z nimi w kuchni ale szybko do nas dobiegły.
-Jak tam Julie? - spytała Marina.
-Dobrze. Czemu pytasz?
-Z ciekawości.
-Ty nigdy nie pytasz o nic z ciekawości. - zauważyłam w tym momencie że uciekała wzrokiem.
Nie miałam pojęcia o co kaman. Były jakieś takie nieobecne. Nick pisała smsy.
Mary zaproponowała żebyśmy się przebrały.
-Po co? - zdziwiłam się. - przecież to zwykła kolacja.
-Chłopcy się ucieszą.
Danielle El Mary Nicki i Ja.
Wymalowałyśmy się i po godzinie chłopcy kazali nam zejść na dół.
Buty na obcasie i wielkie schody. Stali na dole schodów, w garniakach.
Co za widok!
-Woow. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Pięknie wyglądacie. - chłopcy przywitali się ze swoimi dziewczynami.
Niall podał mi rękę i zaprowadził do stołu, masa jedzenia, nie wiem jak oni to zrobili.
Siedzieliśmy spokojnie. Nikt nic nie ruszył. Horan popijał tylko co chwilę wode.
-Czekamy na kogoś? Tak się wystroiliście. - dalej nie wiedziałam o co chodzi.
-Nie. Będziemy tylko my. - odpowiedziała Marina, która co chwilę podgryzała wargę.
-O co chodzi, kurde. Dzisiaj wszystko mnie omija, mówicie coś gdy mnie nie ma. Co jest? - wstałam, zdenerwowałam się.
-Julie, usiądź. - powiedział spokojnie Harry.
Wciągłam głęboko powietrze i usiadłam.
Niall wstał.
-Słuchaj Juliet. No bo.. Pamiętasz dzień kiedy się poznaliśmy?
-No pewnie.
-Myśle że nadszedł ten czas.
-To znaczy?
-Jeśli zechcesz będziemy ten moment opowiadać naszym dzieciom. Julie. - uklęknął a mi łzy napływały do oczu. - Uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną?
Rozpłakałam się. Spojrzałam na dziewczyny, też nie mogły opanować łez.
-Nniall, ja.. oczywiście. - powiedziałam po minucie ciszy.
-O Boże. - uśmiechnął się  tak że jeszcze tego uśmiechu nie widziałam. Gdy się otrząsnął wziął mnie na ręcę i obkręcił wokoło.
-Puść mnie aa zabijesz mnie.
Gdy mnie puścił dziewczyny zaczęły mnie przytulać, Niall opadł na łóżko.
-Julie jak ja się cieszę. - rzekła Marina.
Chłopcy też mnie przytulali, czułam się w siódmym niebie.
-To dlatego nic nie wiedziałam. - płakałam cały czas.
-Nie rycz już. - podszedł Lou.
-Spadaj, sam łze uroniłeś.
-Cii to się miało nie wydać.
-Ha ha. - usiedliśmy wkońcu do stołu, każda obok swojego chłopaka.
O matko nadal nie wierzę w to co się stało. Po kolacji zadzwoniłam do mamy.
Jej reakcja: - O Boże Święty, dziękuje ci że to ten chłopak.
-Czyli co akceptujesz to, jego? Nasz związek?
-Oczywiście córeczko.
-Dziękuję za wszystko. Musisz poznać jego rodziców, planujemy obiad. Przyjedziesz no nie?
-Jasne.
-Dam ci znać kiedy będziemy znały date.
Usiadłam na spokojnie z Mariną. Cały czas się uśmiechałam.
-O jejku. Julie. No i zacznie się. Wkońcu będę ciocią.
-Ha ha. Wkońcu. Teraz tylko czekać na ciebie i Zayna i ja też nią będę.
-Noo może wkońcu Zayn to wydusi z siebie. Jeśli tego chce.
-Napewno. Ktoś musi dac reszcie przykład, ale nie wiedziałam że to będzie Niall.
To jeszcze nie ostatni rozdział, postanowiłam zakończyć normalnie opowiadanie, a nie urywać w jednym momencie.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Uwaga!

 

Postanowiłam zawiesić bloga, nie wiem jak to długo potrwa.
Ale jakbym wymyśliła rozdział to napewno go tu zamieszczę.
Nie mam weny, patrzcie który to rozdział
Zaczełam pisać nowe opowiadanie. Serdecznie Zapraszam.

sobota, 16 czerwca 2012

Rozdział 45

Przez dwa dni siedziałam przy łóżku mamy w szpitalu, tylko na noc chodziłam do domu.
Nadszedł czas opuszczenia szpitala.
-Luke, hej. Idź do Louisa. Powiedział że nam pomoże i przyjedź z nim i Niallem po nas.
-Ok. Już idę.
-Wkońcu moge wyjść. W domu pewnie bałagan.
-Porządek! I mamo masz zakaz sprzątania przez następne kilka dni. Zalecenie lekarza. Pomożemy ci.
-Nie wiem jak to przeżyje.
-Trudno.
Lekarz przyszedł ją wypisać. Porozmawiali, gdy czekałyśmy na reszte aż przyjadą.
-O coś się głośno robi, pewnie idą.
Tak jak lekarz powiedział tak się stało. Weszli do sali. Wzięli walizkę mamy i weszliśmy do samochodu.
Mama zasnęła, więc wyszłam po cichu do chłopców.
Zayn dzwonił do Mariny.
- Hej Kochanie. Co robisz? Idziemy gdzieś?
- Nudzę się , możemy iść.
- To za 10 minut po Ciebie wpadnę, masz być gotowa.
- Spoko, już jestem gotowa tylko się przebiorę, wykąpie, wyprostuję włosy i się... wymaluję no. 
- No rzeczywiście jesteś gotowa, to ja jednak będę za dwie godziny.
- Niee. Możesz przyjść za to 10 minut. Żartowałam.
- Dobra, to prawie się wyrobisz do 20 minut. Więc dozobaczenia za 20 minut.
-Dobrze.
-Ona mnie wykończy. - powiedział do nas Zayn, gdy się rozłączył.
-Cała Mary.
-Czyli wy wychodzicie, to my sami pójdziemy do Milkshake City. - wyjaśniła El. Malik chwycił za komórkę.
-Zmiana planów. Przyjdź do nas jak się wyrobisz. Milkshake City czeka.
-Już biegnę.
Nie minęły 2 minuty a przyjaciółka była już w chłopców.
-Wooow!!
-Co wam jest?
-Co tak szybko?
-No bo no Milkshake City. Pppychaaa. Idziemy?! Idziemy?! Idziemy?!
-Już, tylko skoczę do ubikacji. - zniknęła Danielle.
Jacy debile z nich. Ale za to kochani debile.
Jak sobie pomyślę że za 5 dni do szkoły to mi się niedobrze robi. Ale może będzie fajnie.
Pewnie nie będę z Mariną w klasie bo ona się wybiera na językowy. Ja na fotografię.
I to jest najgorsze. Ale będziemy się widywać co 45 minut.

-Jestem, chodźmy. Julie parasol dla ciebie.
-Oo dziękuję. - Jak tu ładnie. - powiedziałam gdy weszlismy do środka. Nigdy tu nie byłam.
Kilka fanek rzuciło się na chłopców, ochronie ledwo udało się je zatrzymać.
-Dzień dobry co podać.
-Wasz specjał, o naszej nazwie 10 razy.  Tak dziesięć, Nick doszła do nas.
-Pycha!
-Wiemy Mary wiemy.
-Sporo tu ludu.
-Jak zawsze. Dlatego mało prywatności. Już nam zdjęcia robią. O wiele bardziej lubie kiedy Juliet nam zdjęcia robi chociaż onateż często z zaskoczenia.
-Dzieki Loczku.
-Spoko. - uśmiechnął się szeroko.
-Dzień dobry. Mogę autog..
-Oczywiście. - wyprostował się Lou.
-Nie od ciebie. Od niej. - pokazała palcem na El. Lou spojrzał na nas z rozchylonymi ustami.
Kiedy mała dziewczynka odeszła Loui zastanawiał się jak mogła nie chcieć od niego autografu tylko od jego dziewczyny. El to skomentowała:
-Trudno. Life is brutal. - wszyscy wybuchnęli śmiechem.






















Przepraszam wszystkich, dawno nie dodawałam, a tu jeszcze tak krótko. Nie mam weny, nie mam zbytnio czasu. Pochłonęło mnie to Euro, jak i Liga Światowa w siatkę. Stadion oszalał, meksykańska fala! Czyste szaleństwo!! ..
No dobra, wróćmy. Nie wiem czy ten blog jeszcze długo przetrwa patrzcie na numer rozdziału. Nie mam pomysłów.
Polecam i zapraszam do komentowania:
www.steal-heart.blogspot.com
http://www.unusual-direction.blogspot.com/
http://www.superhuman-is-here.blogspot.com/
http://www.love-was-such-an-easy-game-to-play.blogspot.com/

sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 44

Leżeliśmy zmęczeni po posiłku.
-Grzechem jest tak się najeść nie? - zaczęła Marina.
-Może.. Ale dobre było trzeba przyznać.- odpowiedział Li.
-Maary idziemy się przejść? - spytał jej Zayn.
-Nieee. - skrzywiła się.
- leniuszek!!
- ja nie jestem leniwa! po prostu cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji .

-Ha ha. Sama to wymyśliłaś?
-No ba.
-Pada, gdziebyście chcieli iść? Chyba że z parasolem. - powiedziałam.
-Jak zwykle negatywnie nastawiona. Niall współczuje Ci.
-Ja sobie też
-Osz ty. - rzuciłam zabójcze spojrzenie.- Nie wiedziałam.
-Żartowałem.  Juulie!!
-Co?
-Żartowałem.
-Okej. Idę do domu, zmęczona jestem.
-Pada.
-Może przeżyje. Mary zostajesz?
-Tak.
-Spoko.
Wyszłam. Nie spieszyłam się. Krople deszczu spływały mi po twarzy.
Mieszkałam tuż obok chłopców ale i tak byłam cała mokra.
Weszłam do domu, skierowałam się do łazienki, na schodach minęłam Lukasa który tylko na mnie spojrzał jak wyglądam i poszedł dalej.
Wziełam prysznic, wysuszyłam włosy.  Muzyka i można żyć. Kocham muzykę, nie byłoby dnia żebym nie słuchała. Dzień bez muzyki to dzień stracony. Moje motto życiowe.
Mama mi mówiła. Zacytuję- "Wstajesz słuchasz muzyki, w południe słychasz muzyki, śpisz z muzyką, ja nie wiem co się z tobą dzieje. Ty jesteś z naszej rodziny?"
A ja jej odpowiadam że chyba mnie podmienili w szpitalu.
Moja rodzinka jest trochę dziwna. Troszkę.
Szybko padłam tego wieczoru. Przed tym popisałam że Eleonor.
Kolejnego dnia w południe.
Zadzwoniłam do Nialla, tylko on mógł mi pomóc.
-Co już się nie gniewasz?
-Nie, mógłbyś przyść?
-Co się stało? Płaczesz?
-Ppoprostu szybko przyjdź.
Siedziałam cała w łzach gdy do domu szybko weszli. Cała piątka, El, Danielle, Mary i Nicki.
-O co chodzi? - usiadł obo mnie Niall.
-Mmoglibyście mnie zawieść do szpitala? Mamę dzisiaj zabrali, David i Lukas już tam są, kazali mi zostać w domu.
-Jasne, biegnę po auto. - Loui wyleciał na dwór.
-Ubierz się, ale co jej jest? - spytała Danielle zaprowadzając mnie do pokoju. Wyciągnęła mi ubrania.
-Nie wiem co jej jest. Lekarz nie chciał wcześniej wyciągać wniosków.
-Tacy lekarze. Który szpital?
-Nie wiem, zobacz do telefonu. Dave pisał w smsie.
-Ok.
-Juliet gotowa? Louis czeka.
-Tak. 
Danielle podała mi chusteczki i pomogła dojść do auta.
-To gdzie jedziemy?
- St Thomas' Hospital. - Danielle podała Louisowi adres.
-To nie daleko, zapnijcie pas.
-Julie spokojnie wszystko będzie dobrze. - jak zwykle opiekuńczy Liam.
Wbiegliśmy do szpitala, pielęgniarki nas zatrzymały.
-Natalie Moore!
-Sala 163, ale proszę zaczekać przed salą, lekarz jest u niej. Jak wyjdzie można o wszystko pytać.
-Dziękujemy.
-I prosze nie biegać.
Pod salą siedzieli David i Lukas.
-I co jest?
-Jeszcze nic nie wiemy.
Lekarz wkońcu wyszedł.
-Wszyscy z rodziny?
-Nie, Nasza dwójka, ta dziewczyna i blondyn.- wyjaśnił Dave.
-Zdziwiłam się, ale wkońcu byliśmy tak długo razem no to.
Poszlismy do gabinetu. - Dobrze się czujesz? - spojrzał na mnie.
-Tak.
-Z waszą mamą dobrze.
-To czemu musiała tu przyjechać?!
-Spokojnie.
-Zrobiliśmy jej badania jest przemęczona, chyba zapracowana. Brakuje jej witamin.
Moge ją wypisac jutro ale proszę jej pomóc w domu, ma się nie przemęczać i brać tabletki które przepiszę.
-Dobrze, a można się z nią zobaczyć?
-Teraz nie. Musimy jeszcze zrobić badania, najlepiej by było gdybyście wszyscy pojchali do domu, odpoczęli a my będziemy dzwonić gdyby coś się działo.
Siedziałam obok telefonu, David i Lukas byli w swoich pokojach. Jakby zegar stanął w miejscu. Milczał cały czas.