sobota, 16 czerwca 2012

Rozdział 45

Przez dwa dni siedziałam przy łóżku mamy w szpitalu, tylko na noc chodziłam do domu.
Nadszedł czas opuszczenia szpitala.
-Luke, hej. Idź do Louisa. Powiedział że nam pomoże i przyjedź z nim i Niallem po nas.
-Ok. Już idę.
-Wkońcu moge wyjść. W domu pewnie bałagan.
-Porządek! I mamo masz zakaz sprzątania przez następne kilka dni. Zalecenie lekarza. Pomożemy ci.
-Nie wiem jak to przeżyje.
-Trudno.
Lekarz przyszedł ją wypisać. Porozmawiali, gdy czekałyśmy na reszte aż przyjadą.
-O coś się głośno robi, pewnie idą.
Tak jak lekarz powiedział tak się stało. Weszli do sali. Wzięli walizkę mamy i weszliśmy do samochodu.
Mama zasnęła, więc wyszłam po cichu do chłopców.
Zayn dzwonił do Mariny.
- Hej Kochanie. Co robisz? Idziemy gdzieś?
- Nudzę się , możemy iść.
- To za 10 minut po Ciebie wpadnę, masz być gotowa.
- Spoko, już jestem gotowa tylko się przebiorę, wykąpie, wyprostuję włosy i się... wymaluję no. 
- No rzeczywiście jesteś gotowa, to ja jednak będę za dwie godziny.
- Niee. Możesz przyjść za to 10 minut. Żartowałam.
- Dobra, to prawie się wyrobisz do 20 minut. Więc dozobaczenia za 20 minut.
-Dobrze.
-Ona mnie wykończy. - powiedział do nas Zayn, gdy się rozłączył.
-Cała Mary.
-Czyli wy wychodzicie, to my sami pójdziemy do Milkshake City. - wyjaśniła El. Malik chwycił za komórkę.
-Zmiana planów. Przyjdź do nas jak się wyrobisz. Milkshake City czeka.
-Już biegnę.
Nie minęły 2 minuty a przyjaciółka była już w chłopców.
-Wooow!!
-Co wam jest?
-Co tak szybko?
-No bo no Milkshake City. Pppychaaa. Idziemy?! Idziemy?! Idziemy?!
-Już, tylko skoczę do ubikacji. - zniknęła Danielle.
Jacy debile z nich. Ale za to kochani debile.
Jak sobie pomyślę że za 5 dni do szkoły to mi się niedobrze robi. Ale może będzie fajnie.
Pewnie nie będę z Mariną w klasie bo ona się wybiera na językowy. Ja na fotografię.
I to jest najgorsze. Ale będziemy się widywać co 45 minut.

-Jestem, chodźmy. Julie parasol dla ciebie.
-Oo dziękuję. - Jak tu ładnie. - powiedziałam gdy weszlismy do środka. Nigdy tu nie byłam.
Kilka fanek rzuciło się na chłopców, ochronie ledwo udało się je zatrzymać.
-Dzień dobry co podać.
-Wasz specjał, o naszej nazwie 10 razy.  Tak dziesięć, Nick doszła do nas.
-Pycha!
-Wiemy Mary wiemy.
-Sporo tu ludu.
-Jak zawsze. Dlatego mało prywatności. Już nam zdjęcia robią. O wiele bardziej lubie kiedy Juliet nam zdjęcia robi chociaż onateż często z zaskoczenia.
-Dzieki Loczku.
-Spoko. - uśmiechnął się szeroko.
-Dzień dobry. Mogę autog..
-Oczywiście. - wyprostował się Lou.
-Nie od ciebie. Od niej. - pokazała palcem na El. Lou spojrzał na nas z rozchylonymi ustami.
Kiedy mała dziewczynka odeszła Loui zastanawiał się jak mogła nie chcieć od niego autografu tylko od jego dziewczyny. El to skomentowała:
-Trudno. Life is brutal. - wszyscy wybuchnęli śmiechem.






















Przepraszam wszystkich, dawno nie dodawałam, a tu jeszcze tak krótko. Nie mam weny, nie mam zbytnio czasu. Pochłonęło mnie to Euro, jak i Liga Światowa w siatkę. Stadion oszalał, meksykańska fala! Czyste szaleństwo!! ..
No dobra, wróćmy. Nie wiem czy ten blog jeszcze długo przetrwa patrzcie na numer rozdziału. Nie mam pomysłów.
Polecam i zapraszam do komentowania:
www.steal-heart.blogspot.com
http://www.unusual-direction.blogspot.com/
http://www.superhuman-is-here.blogspot.com/
http://www.love-was-such-an-easy-game-to-play.blogspot.com/

1 komentarz:

  1. jejku,rozdział mistrzostwo! podoba mi się w każdym słowie ;* nie kończ go,jak dla mnie to może mieć nawet 200 rozdziałów! chyba,że zamierzasz pisać coś nowego ;> xx
    www.steal-heart.blogspot.com
    www.unusual-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń