sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 44

Leżeliśmy zmęczeni po posiłku.
-Grzechem jest tak się najeść nie? - zaczęła Marina.
-Może.. Ale dobre było trzeba przyznać.- odpowiedział Li.
-Maary idziemy się przejść? - spytał jej Zayn.
-Nieee. - skrzywiła się.
- leniuszek!!
- ja nie jestem leniwa! po prostu cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji .

-Ha ha. Sama to wymyśliłaś?
-No ba.
-Pada, gdziebyście chcieli iść? Chyba że z parasolem. - powiedziałam.
-Jak zwykle negatywnie nastawiona. Niall współczuje Ci.
-Ja sobie też
-Osz ty. - rzuciłam zabójcze spojrzenie.- Nie wiedziałam.
-Żartowałem.  Juulie!!
-Co?
-Żartowałem.
-Okej. Idę do domu, zmęczona jestem.
-Pada.
-Może przeżyje. Mary zostajesz?
-Tak.
-Spoko.
Wyszłam. Nie spieszyłam się. Krople deszczu spływały mi po twarzy.
Mieszkałam tuż obok chłopców ale i tak byłam cała mokra.
Weszłam do domu, skierowałam się do łazienki, na schodach minęłam Lukasa który tylko na mnie spojrzał jak wyglądam i poszedł dalej.
Wziełam prysznic, wysuszyłam włosy.  Muzyka i można żyć. Kocham muzykę, nie byłoby dnia żebym nie słuchała. Dzień bez muzyki to dzień stracony. Moje motto życiowe.
Mama mi mówiła. Zacytuję- "Wstajesz słuchasz muzyki, w południe słychasz muzyki, śpisz z muzyką, ja nie wiem co się z tobą dzieje. Ty jesteś z naszej rodziny?"
A ja jej odpowiadam że chyba mnie podmienili w szpitalu.
Moja rodzinka jest trochę dziwna. Troszkę.
Szybko padłam tego wieczoru. Przed tym popisałam że Eleonor.
Kolejnego dnia w południe.
Zadzwoniłam do Nialla, tylko on mógł mi pomóc.
-Co już się nie gniewasz?
-Nie, mógłbyś przyść?
-Co się stało? Płaczesz?
-Ppoprostu szybko przyjdź.
Siedziałam cała w łzach gdy do domu szybko weszli. Cała piątka, El, Danielle, Mary i Nicki.
-O co chodzi? - usiadł obo mnie Niall.
-Mmoglibyście mnie zawieść do szpitala? Mamę dzisiaj zabrali, David i Lukas już tam są, kazali mi zostać w domu.
-Jasne, biegnę po auto. - Loui wyleciał na dwór.
-Ubierz się, ale co jej jest? - spytała Danielle zaprowadzając mnie do pokoju. Wyciągnęła mi ubrania.
-Nie wiem co jej jest. Lekarz nie chciał wcześniej wyciągać wniosków.
-Tacy lekarze. Który szpital?
-Nie wiem, zobacz do telefonu. Dave pisał w smsie.
-Ok.
-Juliet gotowa? Louis czeka.
-Tak. 
Danielle podała mi chusteczki i pomogła dojść do auta.
-To gdzie jedziemy?
- St Thomas' Hospital. - Danielle podała Louisowi adres.
-To nie daleko, zapnijcie pas.
-Julie spokojnie wszystko będzie dobrze. - jak zwykle opiekuńczy Liam.
Wbiegliśmy do szpitala, pielęgniarki nas zatrzymały.
-Natalie Moore!
-Sala 163, ale proszę zaczekać przed salą, lekarz jest u niej. Jak wyjdzie można o wszystko pytać.
-Dziękujemy.
-I prosze nie biegać.
Pod salą siedzieli David i Lukas.
-I co jest?
-Jeszcze nic nie wiemy.
Lekarz wkońcu wyszedł.
-Wszyscy z rodziny?
-Nie, Nasza dwójka, ta dziewczyna i blondyn.- wyjaśnił Dave.
-Zdziwiłam się, ale wkońcu byliśmy tak długo razem no to.
Poszlismy do gabinetu. - Dobrze się czujesz? - spojrzał na mnie.
-Tak.
-Z waszą mamą dobrze.
-To czemu musiała tu przyjechać?!
-Spokojnie.
-Zrobiliśmy jej badania jest przemęczona, chyba zapracowana. Brakuje jej witamin.
Moge ją wypisac jutro ale proszę jej pomóc w domu, ma się nie przemęczać i brać tabletki które przepiszę.
-Dobrze, a można się z nią zobaczyć?
-Teraz nie. Musimy jeszcze zrobić badania, najlepiej by było gdybyście wszyscy pojchali do domu, odpoczęli a my będziemy dzwonić gdyby coś się działo.
Siedziałam obok telefonu, David i Lukas byli w swoich pokojach. Jakby zegar stanął w miejscu. Milczał cały czas.

1 komentarz:

  1. no kurcze nie spodziewałam się,że mama Julie będzie w szpitalu.ciekawe co będzie dalej.xx
    www.unusual-direction.blogspot.com
    www.steal-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń